Zatom, niewielka wieś w województwie zachodniopomorskim zlokalizowana na terenie Drawieńskiego Parku Narodowego. Miejsce, które od dawna tkwiło w mojej głowie pod hasłem Zlot Astronomiczny. Niestety, pomimo wielu prób nigdy wcześniej nie miałem okazji podziwiać legendarnego skrawka nieba w tej okolicy. Do czasu. Tym razem musiałem tam dotrzeć za wszelką cenę. I tak też się stało. W końcu przybyłem na XXV Zlot Astronomiczny w Zatomiu.
Dzień I – 21.04.2023
Gdy dojechałem na miejsce w piątkowy wieczór ujrzałem pole wypełnione autami i sprzętem. Było w czym wybierać. Wszyscy byli gotowi na nadchodzącą noc, tym bardziej że prognozy na weekend były wyśmienite. Do auta spakowałem cały swój sprzęt ze stajni APM, czyli lornetki 10×50 ED, 16×70 ED i 25×100 ED. Dla mnie była to pierwsza noc zlotowa, ale dla innych już druga, gdyż zlot oficjalnie zaczął się dzień wcześniej w czwartek.
Nim się obejrzałem, niebo szybko wypełniło się gwiazdami i można było zacząć obserwacje. Zacząłem od okolic konstelacji Herkulesa, żeby przekonać się jak jasna jest M13 pod zatomskim niebem. Co tu dużo pisać – gromada świeciła jak latarnia, a w lornecie 25×100 można było podziwiać jej ziarnistość. Zaraz obok M92 i kilka mniej oczywistych obiektów takich jak gromada kulista NGC 6229, czy też planetarka NGC 6210.
Nocne niebo w Zatomiu jest naprawdę ciemne, to fakt. Trzeba jednak szczerze napisać, że w miejscu zlotu nie jest idealnie. Strona południowa jest mocno zasłonięta do wysokości ściany drzew, a od wschodu świeciła latarnia przy budynku. To nieco komplikuje sprawę, ale przy dobrym ustawieniu można sięgnąć po wiosenne skarby.
W gwiazdozbiorze Panny łapałem kolejno M59, M60, czy też M90. Galaktyki w zasadzie wpadały same w pole widzenia bez większego wysiłku. Zaraz obok dobrze widoczna M87, czyli galaktyka Panna A, w której jakiś czas temu udało się zarejestrować obraz czarnej dziury w ramach programu Teleskop Horyzontu Zdarzeń. Był też Łańcuch Markariana z obiektami M84, M86, NGC 4461, NGC 4473 i NGC 4477. Dodatkowo pomiędzy wpadła NGC 4438, która oficjalnie do łańcucha już nie należy.
Noc trwała w najlepsze, ale z nią także chłód. Około północy zrobiłem sobie przerwę, aby nieco się ogrzać przy ognisku. Dźwięk palącego się drewna, spojrzenie w górę – niebo kipiało setkami gwiazd, rozlewały się gdzie sięgnąć wzrokiem i nie przeszkadzał tutaj nawet blask ognia. Dla takich widoków warto się poświęcić.
Jakkolwiek to zabrzmi po powrocie zanurzyłem się w Warkocz Bereniki. Tam czekała na mnie gromada kulista M53, Galaktyka Czarne Oko M64, czy też NGC 4725. Wszystkie dobrze widoczne, a kawałek dalej udało się zapolować na Igłę, czyli galaktykę NGC 4565. Zaraz obok dotarłem do NGC 4559, a potem przeskoczyłem do NGC 4631 znanej jako Galaktyka Wieloryb, przy której subtelnie dała o sobie znać NGC 4656. Obiektów w tym rejonie jest naprawdę sporo i nie ma sensu ich wszystkich wymieniać. Wystarczy otworzyć mapę nieba, żeby przekonać się o czym mowa.
Jednak zlot to nie tylko obserwacje. To także możliwość porównania sprzętów, poznania nowych osób i rozmów do rana. Kawałek dalej obserwowała Ola „Ciekawska”, która nieświadomie wiele razy motywowała mnie do pisania relacji swoimi wpisami. Co więcej, dzięki tym wpisom zachęciła mnie do kupna lornety 25×100. Jej opowieści to prawdziwa skarbnica wiedzy, którą zawsze chętnie czytam. Z racji tego, że Ola również posiada lornetę APM mieliśmy okazję porównać widoki na tych samych obiektach w mojej APM 25×100 ED i jej APM 25×100. Różnice? Jak dla mnie marginalne. Przynajmniej na klasycznych galaktykach, czy też gromadach kulistych i otwartych. Zapewne różnica w AC wyszłaby na bardzo jasnych obiektach lub za dnia, ale takich porównań już nie robiliśmy. Generalnie mogę śmiało napisać, że jeśli ktoś szuka lornety 25×100 typowo do astronomii to może być to zwykła APM 25×100 bez dopiska ED – na pewno będzie wystarczająca.
Następnie przyszedł czas na APM 10×50 ED uzbrojoną w filtry Orion UltraBlock 2”. W towarzystwie kilku osób wycelowałem w mgławicę Ameryka Północna, Serca i Dusza, a potem w Pacmana. Obiekty z filtrami były wyraźnie widoczne, a widokami bardzo chętnie dzieliłem się z innymi.
W międzyczasie zauważyłem, że lorneta 25×100 zaczyna mi parować, także odbyłem mały spacer, aby spojrzeć przez inne sprzęty. I tak trafiłem na nietuzinkową „lornetę Stana”, której dokładnej nazwy niestety nie przytoczę. Było to bino 100 mm (LZOS?), które wraz z różnymi parkami okularów Ethos dawało takie obrazy, że po prostu miażdżyło mózg. Dosłownie. Tego nie da się opisać, to trzeba zobaczyć. Od tego momentu już nic nie było takie samo, naprawdę. Miałem ochotę wyrzucić moją APM 25×100 ED na śmietnik, bo to nie był nawet promil tego co można było zobaczyć w bino Stana. Przestrzenność nie do opisania, ta ostrość, kolory, punktowość, niesamowite pole widzenia – wszystko to razem dawało taki widok, że obserwator miał wrażenie jakby leciał w kosmos wśród gwiazd. Kosmosem była też cena tego sprzętu i wkraczamy już tutaj chyba w kwoty sześciocyfrowe (bez przecinka). Nie chcę, aby ktoś dostał zawału, więc pomińmy ten wątek. Rozmarzony, że może jak kiedyś wygram w loterii uda mi się nabyć taki sprzęt poszedłem spać kończąc swój pierwszy zlotowy dzień, a w zasadzie to noc, która okazała się być bardzo udana.
Dzień II – 22.04.2023
Sobota przywitała nas bezchmurnym niebem i wyjątkową jak na kwiecień aurą. Można było poczuć pierwszy powiew lata, a przepyszne śniadanie w Potrawy z nad Drawy na tarasie dodało nam smaku na cały poranek. Za dnia wraz z kilkoma osobami zrobiliśmy sobie dość wyczerpującą (za sprawą Stana) wycieczkę po pobliskich lasach i jeziorach. Na uwagę zasługuje Jezioro Piaseczno – jego krystalicznie czysta woda to prawdziwa perełka w okolicy. Po lokalnej wycieczce wróciliśmy na obiad, a potem do wszyscy krzątali się wokół Pyrlandii spędzając czas wolny według upodobań.
Wieczór ukazał nam zjawiskowe trio: Wenus, delikateny sierp Księżyca i zmierzające do horyzontu Plejady. Widoki Łysego podziwialiśmy przez dłuższy czas w „bino Stana”, gdzie ochom i achom nie było końca.
Tej nocy sporo czasu obserwowałem w towarzystwie Panasmarasa, który co chwilę zaskakiwał mnie kolejnymi ciemnymi mgławicami w okolicy Łabędzia. Obiekt Barnard 168 znałem i widziałem wielokrotnie już wcześniej, ale pozostałe skarby były dla mnie zupełną nowością. Barnard 361 razem z LDN 963, Barnard 155, LDN 810, czy też pociemnienia w okolicy NGC 7000. Od razu napiszę, że najlepszym instrumentem do obserwacji ciemnych mgławic okazała się lornetka APM 16×70 ED. Jej pole widzenia w okolicy 4 stopni pozwalało już na wydzielenie z tła ciemnych fragmentów nieba, co przy powiększeniu 25x i mniejszym polu było praktycznie nie do osiągnięcia. Dobrze sprawdziła się również tutaj lornetka APM 10×50 ED, szczególnie na dość rozciągniętej mgławicy Barnard 168. Przy okazji miałem okazję porównać ją po raz kolejny z lornetką Fujinon 10×50, która w mojej ocenie dawała bardziej ostry, klarowny i przyjemny dla oka obraz. Minimalnie, ale jednak lepszy. Z drugiej strony różnice nie były na pewno do wyłapania dla początkujących obserwatorów. Pytanie też, czy były warte, aby wydać blisko 2 tysiące więcej za lornetkę. Wracając do ciemnych mgławic – jeśli ktoś będzie pod naprawdę czarnym niebem warto podjąć wyzwanie i zaliczyć te obiekty w okolicy gwiazdozbioru Łabędzia. Niestety podmiejskie niebo okaże się mniej łaskawe i trzeba będzie wyczekiwać na odpowiednie warunki.
Poza ciemnymi mgławicami były także galaktyki w konstelacji Lwa. Tutaj przeskoczyłem do APM 25×100 ED, która od razu wyrzuciła na pierwszy plan Triplet Lwa w postaci galaktyk M65, M66 i NGC 3628. Kawałek na prawo zaliczyłem jeszcze M95, M96, M105 i NGC 3384. Potem przeskok do głowy Lwa, gdzie czekała na mnie NGC 2903. Prawdziwym wyzwaniem okazały się jednak obserwacje w lornecie 100 mm obiektów z grupy Hickson 44. Razem z Panasmarasem gwiazda po gwieździe ustalaliśmy położenie NGC 3190, która bardzo subtelnie i delikatnie dała o sobie znać. Po dłuższym czasie i wypatrywaniu zerkaniem można było dostrzec jeszcze NGC 3193. Oba obiekty były bardzo małe, ulotne i naprawdę trudne. Długo na nie spoglądaliśmy przez moją 25×100 i kątową Panasmarasa, aby upewnić się, że to co widzimy to galaktyki, a nie wytwór naszej wyobraźni.
Zabawy nie było końca, skanując niebo w tych rejonach odbiłem jeszcze do zapomnianej NGC 3344 w Małym Lwie, a potem zupełnie przez przypadek obserwowałem mniej znane i popularne obiekty takie jak m.in. NGC 2841 w Wielkiej Niedźwiedzicy, czy też NGC 2683 i NGC 2419 (Intergalactic Wanderer) w Rysiu.
Z biegiem czasu przypomniała o sobie wilgoć, a do tego doszło zmęczenie z poprzedniej nocy. Po spakowaniu sprzętu pożegnałem się z zatomskim niebem i wróciłem do Pyrlandii, gdzie część chłopaków trwała już w głębokim śnie.
Dzień III – 23.04.2023
Poranek rozpoczęliśmy przepysznym śniadaniem, po czym każdy powoli rozjechał się w swoją stronę. XXV Zlot Astronomiczny w Zatomiu okazał się bardzo udany, głównie za sprawą prawie idealnej pogody. Prawie, gdyż od czasu do czasu przy horyzoncie pojawiały się cirrusy uniemożliwiając penetrację niżej położonych obszarów nieba. Nie mniej jednak niebo w wyższych partiach było wręcz obłędnie ciemne, dzięki czemu mogłem obserwować obiekty, które na co dzień są dla mnie niedostępne albo po prostu występują w dużo gorszej jakości. SQM w okolicy 21.90 zrobiło swoje. Jeśli ktoś kiedykolwiek będzie się zastanawiać, czy warto wybrać się na zlot to odpowiem jednoznacznie: tak, warto. Nie tylko dla ciemnego nieba, ale również dla sprzętu i ludzi, nawet jeśli nikogo tam jeszcze nie znacie.
Do następnego razu!
Pozdrawiam!