Zorza polarna widoczna z okolic Poznania wieczorem 16.04.2025. Ale od początku…
W tym roku dość długo musiałem czekać na udane polowanie na zorzę. Pomimo kilku wcześniejszych prób wyprawy kończyły się niepowodzeniem, a jak już świeciła to po prostu nie miałem pogody albo byłem na miejscu w złym momencie.

Wczorajsze „alerty” goniły „alerty”, większość z nich niestety w formie clickbaitów na zasadzie „kto pierwszy”. Ba, niektórzy głosili nawet zorzę nad całą Polską widoczną gołym okiem. Cóż, mamy totalny hype na zorzę w socialach, modę większą niż na Drogę Mleczną z telefonu to i wiele osób jadąc na tym wózku chce sobie przy okazji zyskać uznanie.
Z drugiej strony nie ma co się dziwić, parametry wyglądały obiecująco, a Bz totalnie zanurkował w połowie dnia co tylko rozbudziło apetyt na powtórkę z 2024. Co by nie było, to jednak szybki przepływ informacji pozwala nam dziś zobaczyć to, co kiedyś się działo na niebie poza naszą wiedzą, gdy spaliśmy.


W każdym razie… Dość wcześnie, bo jeszcze za dnia, udałem się w okolice Granowa na zachód od Poznania, gdzie w październiku udało mi się sfotografować znakomicie zorzę. Na miejsce przyjechało ze mną jeszcze dwóch znajomych, a przy okazji dołączyły dwie sarny i zając.
Tuż po godzinie 21 w sieci zaczęły wypływać pierwsze foty ze wschodniej Polski, gdzie było już dość ciemno, po czym internet obiegła fala rozpaczy z pytaniem: zorzunio gdzie jesteś? Cóż, po raz kolejny się okazało, że parametry swoje, a zorza swoje. Staliśmy tak sobie przez prawie 3h podziwiając nocne niebo.. bez zorzy. W tej beznadziejnej sytuacji jeden z kolegów się poddał, wsiadł w auto i pojechał do domu, ale już po kilkunastu minutach wiedział, że to był błąd.

W grupach nagle zaczęła krążyć informacja o nadchodzącym substorm, więc już było wiadomo, że coś się szykuje. Nagle – jest! Wleciał filar w kadr na zdjęciu. Potem raz jeszcze i jeszcze. Wtedy stwierdziliśmy z kolegą, że nasza miejscówka jest za bardzo zaświetlona pobliskimi wioskami (do tego krążące chmury cirrus i pył z Sahary…), wsiedliśmy w auta i podjechaliśmy kawałek dalej bliżej lasu, aby możliwie maksymalnie wyciąć z pola widzenia źródła światła – to sporo pomogło, bo zorza na zdjęciach była już bardziej oczywista, a filary mniej pływały w łunie światła.
W okolicy godziny 23 zaczęło się największe show tego wieczoru. Pojedyncze filary były widoczne gołym okiem, ale bardzo szybko zmieniały swój kształt i położenie, czasami szybko znikały. Były dostrzegalne raczej dla doświadczonego obserwatora, który już wie czego może się spodziewać. Kolory wizualnie były tym razem poza zasięgiem (przynajmniej w tej lokalizacji). Mimo wszystko nasze buzie uśmiechały się od ucha do ucha widząc pasy przecinające Kasjopeję, czy też sięgające po konstelację Perseusza.

Cały spektakl w szczycie trwał może z 30 minut i odbywał się… gdy Bz eksplodował z wartości ujemnych prostą krechą na wartości dodatnie.
Ale o tym co jak i dlaczego tak opowiedzą Wam zapewne bardziej doświadczone głowy.
Naszą wyprawę zakończyliśmy jeszcze przed północą, gdy zorza polarna nad Polską rozpłynęła się wśród gwiazd. Pozostawiła niedosyt, choć z drugiej strony jak zawsze dała sporo radości i pozwoliła nabyć nowe doświadczenie. Udało się zebrać trochę materiału, gdzie poza różowymi filarami widać jeszcze fajne zabarwienie nieba na zielono przy horyzoncie.
Do następnego razu!
Pozdrawiam!