Piątkowe popołudnie zafundowało konkretną zamieć śnieżną, która trwała blisko dwie godziny. Prognozy na wieczór wydawały się wręcz niemożliwe, ale jednak – chmury w końcu się rozeszły gwarantując znakomite warunki do obserwacji zimowych konstelacji.
Na folwarku tego wieczoru spotkałem się z wyłącznie z Thomasem, który pojawił się wcześniej i zbierał już materiał przy użyciu Seestara. Na miejscu panowała nieco zimowa aura, która tworzyła dawno nie widziany w naszej lokalizacji śnieżny klimat. Do tego przyjemny lekki mróz, który zapewniał krystaliczność obserwowanych obiektów.

Tym razem pod ręką miałem lornetkę APM 10×50 ED, którą wyzerkałem po raz kolejny Oriona z M42. Mgławica wyglądała nieskazitelnie czysto, gwiazdy na około iskrzyły niczym szpilki. Muszę przyznać, że Orion w tym sezonie jest wyjątkowo łaskawy. Chyba nie pamiętam tak przyjaznego pod względem pogody zimowego sezonu do jego obserwacji.
Nieco wyżej majaczyła słaba M78, a jeszcze wyżej dało się wyłuskać M1 w konstelacji Byka. Obserwacje dwa dni pod rząd to duży przywilej, więc tym bardziej chłonąłem kolejne klasyki mając z tyłu głowy świadomość, że następnego dnia niebo przykryje kołderka z chmur.
W pewnym momencie postanowiliśmy z Thomasem przejść na drugą stronę drogi, aby spojrzeć na konstelację Oriona w nieco innym kadrze wśród koron drzew. Szkoda tylko, że po nawałnicy śnieżnej biały puch pozostał w ilościach śladowych. Przy jego większej ilości całość prezentowałaby się naprawdę wybornie.

Thomas przy okazji wykorzystał moment i przyodziany w swoje szaty pochylił się nad lokalną kapliczką niczym mnich z klasztoru. Po chwilowych modłach poszliśmy w przeciwną stronę – jeszcze dalej drepcząc prawie do końca w dół polnej drogi, gdzie dawniej latem zdarzało nam się obserwować.

W pewnym momencie oddaliliśmy się na tyle daleko, że straciliśmy z oczu nasze auta i Seestara, który pracował w dość ciężkich dla niego warunkach. I nie byłoby w tym nic niepokojącego gdyby nie fakt, że akurat w pobliżu pojawiło się nieznajome auto, jak gdyby ktoś tyko czekał na moment, aby zgarnąć z pola urządzenie.

Oczywiście była to tylko nasza hipotetyczna wersja zdarzeń, bo po powrocie sprzęt dalej zbierał w spokoju materiał, a ja oddawałem się szerokim polom lornetkowym w 10×50 delektując się widokami takich gromad otwartych jak Hiady, czy też Alpa Persei Cluster.
Obserwacje tej nocy nie były spektakularne, było to raczej spotkanie pod gwiazdami, beztroskie gapienie się w niebo, a do tego trochę rozmów, okazjonalnie lornetka i zdjęcia rozgwieżdżonego nieba.
Folwark znów pozwolił nam odpłynąć na kilka dłuższych chwil.
Do następnego razu!
Pozdrawiam!