Aby podtrzymać tradycję podczas tegorocznej lipcowej pełni chmury postanowiły na dobre uciec z nad naszego kraju. Natomiast w tym momencie, gdy piszę tą relację mamy praktycznie nów, a za oknem deszcz. Jak zrozumieć ten fenomen, a raczej klątwę?
Wróćmy jednak do Księżyca i tzw. Koźlej Pełni (nie pytajcie skąd takie nazewnictwo, przyjmijmy, że to po prostu zwykła pełnia, tylko że w lipcu). Prognozy pogody były przychylne, więc postanowiłem pojechać w teren, aby zobaczyć ten wakacyjny wschód i spróbować go sfotografować z dłuższej ogniskowej. Dość ciekawy kadr miałem zaplanowany w Rogalinku przy Warcie z kościołem na pierwszym planie, co dodatkowo potwierdzała aplikacja PhotoPills (jeśli jeszcze jej nie znacie to szczerze polecam, stanowi niesamowite wsparcie w planowaniu fotografii nocnego nieba).
Pominąłem jednak jeden istotny czynnik – mocno zarośnięte o tej porze roku drzewa, które skutecznie obaliły moje założenia co do widoczności Księżyca. Całe szczęście na miejscu byłem sporo przed punktem kulminacyjnym wschodu i miałem jeszcze czas, aby pomyśleć nad planem awaryjnym. Tutaj na myśl przyszła mi lokalna górka w okolicy przy granicy Wielkopolskiego Parku Narodowego. Za dnia byłem już tam wielokrotnie i widoki robiły wrażenie – wysokość ponad 130 m n.p.m. to atut Góry Dymaczewskiej. Wsiadłem w auto i zmieniłem lokalizację.
Gdy podczas wchodzenia na górkę spojrzałem w stronę wschodnią zauważyłem wyłaniający się z za horyzontu fragment Księżyca. To był moment, aby szybko rozstawić cały sprzęt i zacząć zbierać fotograficzny materiał. Niestety zanim wszystko podłączyłem i ustawiłem łysy był już nad horyzontem, ale widok nadal był urzekający, tym bardziej że Księżyc wędrował na tle nadajnika RTV niedaleko Śremu, który znajduje się prawie 20 km dalej w lini prostej. Poprzedzały go liczne lasy i polany, co z tej wysokości wyglądało bardzo malowniczo (swoją drogą szkoda, że w Mosinie nie ma już dostępnej wieży widokowej, na której w 2020 roku przez lornetki obserwowaliśmy nocą kometę C/2020 F3 (NEOWISE)).
Finalnie udało się zrobić kilka ciekawych kadrów, a nawet zebrać materiał na krótki timelapse ze wschodu. Dodatkowo podczas drogi powrotnej zauważyłem jeszcze jeden ciekawy kadr wśród drzew, a efekt końcowy z tego pstryknięcia przypomina mi bardziej obraz na płótnie niż fotografię. Przyznam szczerze – podoba mi się.
Polowanie na wschód pełni udane, szkoda tylko że nie miałem ze sobą żadnej lornetki, ale na ten wieczór był po prostu inny plan 🙂
Do następnego razu!
Pozdrawiam!
ps. poniżej kilka sekund animacji timelapse ze wschodu