W ubiegły weekend wybrałem się z synem na spacer do pobliskiego lasu na tzw. „zrzuty”. Jeśli ktoś nie wie co to takiego już wyjaśniam – chodzi o poroże (a w zasadzie jego poszukiwanie) zrzucane co roku przez zwierzęta jeleniowate – jelenie, sarny i łosie. Odwiedziliśmy wcześniej nieznane mi zakątki, w tym dość rozległe polany, po których odwiedzeniu od razu zapaliła mi się lampka „może tutaj na obserwacje?”. Pogoda dopisywała, więc nie musiałem długo czekać na sprawdzenie nowej miejscówki.
Zaopatrzony w lornetkę APM 16×70 ED i statyw podjechałem wieczorem w wybrane miejsce. Po przejechaniu kilku kilometrów dotarłem do drogi polnej, na końcu której znajdował się nowy punkt obserwacyjny. Gdy wyszedłem z auta moim oczom ukazały się tysiące gwiazd na tak ciemnym niebie, jakiego dawno nie widziałem. „Jest ciemniej niż na Folwarku” pomyślałem. Tej nocy warunki były bardzo dobre, do tego temperatura w okolicy -5 stopni co dodatkowo działało na plus. Po wyjściu z auta w zasadzie nic nie widziałem na około, ściana lasu skutecznie oddzielała mnie od zabudowań, do tego nie zauważyłem żadnej większej łuny świetlnej, co na folwarku jest jednak normą, a w Wirach to już w ogóle.

Konstelacja Oriona schodziła coraz niżej, ale mgławica M42 nadal prezentowała się wybornie. Nieco wyżej zaliczyłem obiekt M78, a przeskakując do Byka odwiedziłem Hiady, NGC 1647 i NGC 1746. Nie zapomniałem także o widoku Plejad, czy też gromad otwartych w Woźnicy. Potem zeskanowałem niebo w dolnych partiach zaliczając jeszcze „zimowe albireo”, gromadę M41 i M50, ale wisienką na torcie był dublet M46 i M47 w jednym polu widzenia.

Trudno przeoczyć, że po drugiej stronie nieba zaczyna się wiosna. Gromada otwarta M44 w konstelacji Raka kipiała od ilości gwiazd, a zaraz obok czekał już Lew, który kusił wyzwaniem, aby zobaczyć tzw. Triplet Lwa. Na początku było dość ciężko, dostrzegłem wyłącznie galaktykę M66, lecz po chwili zaczęła majaczyć M65. Im dłużej trwała adaptacja wzroku w ciemności tym więcej mogłem dostrzec, aż w końcu zerkaniem udało się wyłuskać NGC 3628. Triplet Lwa zaliczony. W tym momencie przypomniałem sobie o jeszcze jednej galaktyce, a mianowicie NGC 2903 po drugiej stronie konstelacji. Z nią nie było aż takiego problemu – widoczna na wprost jak na widelcu.

Nowa miejscówka okazała się obiecująca, ale muszę tu przyjechać jeszcze kilka razy, żeby dobrze ocenić jej możliwości. Pierwszy wypad uważam za udany, choć nie obyło się bez stresu – dobiegające z okolicy dźwięki kilka razy spowodowały, że musiałem zarządzić ewakuację do auta. Z tego co wiem w pobliżu oprócz jeleniowatych są jeszcze liczne bobry (a już jednego rok temu spotkałem na obserwacjach) oraz dziki, których bym się wcale nie obawiał gdyby nie fakt, że w regionie panuje „afrykański pomór”, a jak w chorobie może zachować się dzikie zwierzę wolę nie sprawdzać.

W drodze powrotnej zatrzymałem się jeszcze na chwilę, aby zrobić zdjęcie Oriona w innej perspektywie, po czym przemarznięty wróciłem do domu. Już teraz nie mogę się doczekać kolejnej wyprawy w to nowe miejsce 🙂
Do następnego razu!
Pozdrawiam!